czwartek, 13 lutego 2014

Szybki cykl oskarowy - Dallas Buyers Club



Oskary, Święto Przeciętniackich Filmów, znów w natarciu. Próżno tu szukać rzeczy wybitnych, ale z łatwością znajdziemy takie, które możemy sobie z jako taką przyjemnością obejrzeć w piątkowy wieczór. Bo powiedzcie z ręką na sercu, czy naprawdę w zeszłym roku nie wiedzieliście nic lepszego (lub chociaż równie dobrego) niż tych kilka filmów, które jak mantra powtarzają się w tegorocznych nominacjach? Czy rzeczywiście to jest kinowa śmietanka tego roku? Oczywiście, że nie. Ale przynajmniej jest o czym mówić. No i pisać.














Szybki przegląd nominacji oskarowych czas zacząć. A zaczynamy od Dallas Buyers Club, czy jak chcą polscy tłumacze, Witaj w klubie.


Ocena: 4,5/6

Film petarda. Niby nic szczególnego, niby żadnych zauważalnych wysiłków, a jednak. Dallas Buyers należy do ścisłej czołówki tegorocznych nominacji, chociaż nagrody na pewno nie dostanie. A powinien. Chociażby za to, że w niestandardowy sposób dotyka wyświechtanego i ulubionego tematu filmowców – AIDS. Trochę tego było, ale najczęściej  bardzo ckliwie (Filadelfia).
Jean-Marca Vallée snuje zabawną historię pełną kontrastów, drobnych śmieszności i smutnej codzienności w Dallas w 1985 r. Jej bohaterem jest Ron (Matthew McConaughey), pijaczyna i homofob (jak zresztą wszyscy w tym czasie), który dowiaduje się, że ma AIDS w bardzo zaawansowanym stadium. I chociaż nie dowierza, bo HIV dotychczas utożsamiał z gejami, to za wszelką cenę usiłuje znaleźć wyjście z trudnej sytuacji.  Naznaczony szkarłatną literą, automatycznie wypada z grona swoich prawdziwie samczych kolegów z wąsami, a lekarze nie chcą go leczyć. I chociaż miał to już być koniec, okazuje się, że to dopiero początek kombinatorskiego życia Rona, który jest naprawdę równym gościem.
 














Są dwie główne siły tego filmu. Pierwsza to naprawdę dobry scenariusz, a druga to rola pierwszoplanowa. Złoty chłopak Hollywood spod znaku romantico, gładki blondasek Matthew McConaughey zbrzydł i odzyskał talent jednocześnie. Przypomniał sobie widocznie czasy, w których zdarzyło mu się zagrać w dobrych filmach, zakręciła mu się łza w oku i przeszedł na ostrą dietę. Kościsty McConaughey ma dużą siłę rażenia i ogromną wyrazistość. A sekunduje mu Jared Leto w roli nieco zdziecinniałego transseksualisty. Ale któż inny mógł to lepiej zagrać niż wokalista zespołu lubującego się w emo fryzurach? W pierwszych chwilach doszukiwałam się w jego kreacji naśladownictwa Cilliana Murphy’ego ze Śniadania na Plutonie, ale zaraz już wiedziałam, że to nie to. Jaredowi udało się znaleźć własny sposób na tę rolę.















Tekst miał być krótki, ale trochę się rozrósł, więc mogę zrobić tylko jedno – polecić Wam ten film. Jeżeli jeszcze nie widzieliście Dallas Buyers Club, wiedzcie, że macie przed sobą jeden bardzo udany filmowy wieczór.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz