sobota, 15 lutego 2014

Szybki cykl oskarowy - American Hustle


Jennifer Lawrence na planie















Ocena: 3/6

Każdy ma swoje wzloty i upadki. Czas upadku nastał właśnie dla Davida Russela, o którego Poradniku pozytywnego myślenia pisałam jakiś czas temu bardzo entuzjastycznie.
Mało spektakularna ta wpadka, bo tylko na użytek mojej recenzji. Bowiem w równoległym, abstrakcyjnym świecie Akademii Filmowej American Hustle to sukces. Reżyserski, scenariuszowy (sic!), aktorski i ogólnie c a ł o k s z t a ł t n y. Próżno szukać na liście nominacji kategorii, w której krytycy nie doceniliby  tego arcydzieła.

Nowa odsłona Christiana Bale'a














Tymczasem American Hustle to, że tak poetycko się wyrażę, ocean bez wody. To znaczy ogromna dziura z glonami i zdechłymi rybami. Nie ważne czy rybki za życia świeciły w ciemności, miały kolorowe ogonki czy były postrachem wód. Wody już nie ma, a co było a nie jest nie pisze się w rejestr. 

Starcie tytanów














Bo jest jedna, taka całkiem ważna rzecz, bez której w filmie trudno się obejść – fabuła. W najnowszym filmie Russela jej po prostu nie ma. Jest wiele innych rzeczy, jest ich nawet przerost, ale fabuły wciąż nie ma. No dobrze, może jednak jakaś jest. Otóż spotyka się ze sobą dwójka przeciętniaków (Christian Bale i Amy Adams) i razem postanawiają nabijać naiwniaków w butelkę. Zarabiają dużo pieniędzy, ale potem wpadają w ręce kretyna z FBI, który chce się nimi wysłużyć (Bradley Cooper). I tyle. Wszystko na szczęście dzieje się w blichtrze lat siedemdziesiątych, więc jest na co popatrzeć. Jest bardzo kolorowo, klimatycznie i aż nieco karykaturalnie. Są tupeciki, tapiry, cekiny, dekolty i dym papierosowy. American Hustle to zestaw bardzo ładnych obrazków i niekonsekwentnych scen.





















Zdaje się, że reżyser stracił całkowicie panowanie. W jego filmie wszyscy aktorzy szarżują, szarże mają też makijażyści i kostiumolog. Każdy chce się przekrzyczeć, być wyrazistszy, bardziej kolorowy i po prostu najlepszy. I wychodzi z tego seria skeczy. A chyba nie to chciał osiągnąć Russel, bo z kolei potencjał komediowy jego filmu nie jest szczególnie duży. Jest kilka zabawnych scen, ale przypominają one raczej aktorskie stand-upy. Świetna jest Jennifer Lawrence w roli neurotycznej żony głównego bohatera, świetny jest Bradley Cooper odgrywający raz po raz rozpaczliwe próby osiągnięcia sukcesu w czymkolwiek, dobry jest Christian Bale obnażający natrętnie swój tłusty brzuch i taka sobie jest Amy Adams, która czaruje głębokimi dekoltami. Lecz oni wszyscy są jak gazetowe typy charakterologiczne, tak wyraziści i tak nieznośnie konsekwentni  w swoich postawach.
 
W American Hustle jest na co popatrzeć














Jednocześnie widać, że American Hustle aspiruje do ambitnego kryminału, co chyba najbardziej irytuje. Bo najgorsze co może być to udawanie. A film Russela udaje na każdym kroku.  I to czyni go jednym z najbardziej powierzchownych filmów jakie widziałam.

Ale obejrzyjcie, może akurat was American Hustle zaczaruje swoim oślepiającym blaskiem.


6 komentarzy:

  1. To mi poleciłaś :P A chciałem ze względu na Bale`a obejrzeć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż, nie zawsze można polecić coś z lekkim sercem : P Obejrzeć można, nie mówię, ale petardy nie ma, a człowiek czuje się jakiś taki oszukany po seansie : P

      Usuń
  2. pół godziny i zrezygnowałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, trzeba być wytrwałym graczem. Laury dla mnie!

      Usuń
  3. Przez przypadek trafiłem na Twojego bloga. Wyjęłaś mi wszystko z ust, co chciałbym powiedzieć o filmie American Hustle. Ja jednakże nie zrobiłbym tego w tak piękny sposób. Dziękuję za to :D Szkoda, że nie mieszkasz w Warszawie, bo chętnie bym z Tobą porozmawiał o innych filmach przy herbatce. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za niezwykle miłe słowa. Odległość rzeczywiście spora, więc nie pozostaje mi nic innego jak tylko zaprosić do czytania kolejnych recenzji. A będą niebawem: >

      Usuń