środa, 6 marca 2013

Obława, czyli zdrada po polsku
















W skrócie:
Najlepszy aktor filmu: Maciej Stuhr
Najgorszy aktor filmu: Andrzej Zieliński
Co w filmie smuci: mimo wszystko- jawny trud uwolnienia się od „archetypu” polskiego żołnierza
Co w filmie cieszy: bardzo wciągająca opowieść
Czy film jest przyzwoity:  tak
Ocena: 4/6


Polskość, jak to łatwo powiedzieć
Obława to jeden z tych filmów, których nie można oceniać na gorąco. Dlaczego? A dlatego, że uderza w tematykę, z którą identyfikujemy się jako naród, za którą cierpimy jako naród i zaciekle się kłócimy jako naród, a każdy z osobna po cichu wie, że nie warto.
Co roku wychodzą filmy, które chcą ugryźć wojnę, powiedzieć coś nowego. Wychodzą też filmy, które absolutnie niczego nowego w temacie powiedzieć nie chcą (pozdrawiam p. Wajdę). Ale ja nie o tym.  Istota tkwi w fakcie, że ludzie są różni, a wojna tylko te różnice uwypukla.
Film Krzyształowicza stara się być „normalny”, sprawiedliwy, obiektywny. I nawet to wychodzi, ale trud widać. Rozumiem, że polskiemu reżyserowi/ scenarzyście ciężko odciąć się od stereotypu, w który wszyscy chcą wierzyć. Dlatego może reżyser Obławy zza magiczną linię autentyczności wychodzi tylko jedną nogą.
  













To, co zawsze
Mamy bezwzględnego wobec wroga partyzanta (Dorociński). Mamy polską świnię, co sprzedaje rodaków nazistom (Stuhr). Jego z kolei sprzedaje własna żona (Bohosiewicz). Poza tym  jest młoda dziewczyna, która usługuje partyzantom, jednak siostra jest jej bliższa (Rosati). No i to by było na tyle. Prosta historia, którą okropne okoliczności czynią niesamowitą. I jedno jest pewne – ta opowieść wciąga. Półtorej godziny mija błyskawicznie między innymi za sprawą niechronologicznego i stopniowego ujawniania kluczowych faktów.












Surowe, smutne zdjęcia współgrają z fabułą. Muzyki właściwie nie ma, więc jest jeszcze bardziej ascetycznie. Reżyser stara się być obiektywny w ukazaniu historii, którą sam wymyślił, więc widzowi szkoda każdego z bohaterów. Tylko, mimo wszystko, wiadomo, kto jest ten zły, a kto ten dobry. I znowu wali po oczach pomnikowy wojak – co prawda ubrany w dziurawy sweter, ale szorstki, silny- potrafi się przyznać do własnych słabości. Dorociński robił co mógł, by jego postać była niesympatyczna, ale scenariusza nie zmienił. Na domiar złego jest i dowódca (Zieliński)- pierwszy sprawiedliwy, dobry wuj, twardy zwierzchnik. Źle się robi. Postać Rosati – niby nieoczywista i zagadkowa, ale potraktowana z taryfą ulgową.
Tak naprawdę najbardziej dwuznaczną postacią jest Henryk Kondolewicz. Stuhr stworzył świetną, ludzką kreację, wzbudzającą jednocześnie żal i odrazę.













Obława to film zwięzły i umiejętnie obmyślony. Dlatego też moja recenzja musiała być oszczędna. Tylko jedno boli -reżyser zrobił wszystko, żeby nie urazić widza, a może nie powinien.