czwartek, 19 grudnia 2013

Tylko ja i moja mama – Bates Motel (2013, sezon pierwszy)



Dom i motel wzniesione na potrzeby serialu - dach dodano w postprodukcji















W skrócie:
Największa zaleta: wyraziste, chwilami wręcz przerysowane postacie
Największa wada: bardzo cienka granica gatunkowa
Czy serial jest godny polecenia: tak
Ocena: 4/6



Serialomania trwa. Ostatnio zaciekawił mnie intensywnie promowany Bates Motel, który został wyemitowany w Polsce z zaledwie miesięcznym poślizgiem w stosunku do światowej premiery. W końcu jesteśmy na bieżąco.
Pierwszy odcinek obejrzałam nie szukając uprzednio żadnych informacji o serialu, więc nie wiedziałam w jaki sposób twórcy odniosą się w nim do Psychozy. W pierwszych scenach wszystko staje się jasne  -  mamy żyjącą jeszcze Normę Bates (Vera Farmiga) oraz młodziutkiego Normana Batesa (Freddie Highmore). I to wyglądającego wiele bardziej psychopatycznie niż jego dorosła, hitchcockowska wersja. Matka i syn prowadzą tułacze, chaotyczne życie, ciągle uciekając przed czymś nieokreślonym. Wreszcie Norma podejmuje decyzję swojego życia – kupuje w obcym mieście ogromny, zmurszały dom i przynależący do niego biedny motelik.

Radosna przeprowadzka Normy i Normana














Jednak Bates Motel trudno określać jako prequel Psychozy. Serial grzeje się w  blasku kultowego horroru i zapożycza od niego wiele elementów. Mimo to jest raczej luźną fantazją na temat tego, jak mogłaby wyglądać współcześnie relacja Normana z jego ukochaną matką i w jaki sposób mogła postępować jego choroba psychiczna. Jest więc okropny, złowieszczy dom, obskurny motel, apodyktyczna matka, ciapowaty synek i ich toksyczna relacja. Całkiem interesująco.

Krew leje się obficie już od pierwszego odcinka















W wyniku tego mamy nie tylko nienormalnego Normana i nienormalną Normę, ale także patologiczne miasteczko, handel ludźmi, podpalenia, morderstwa, korupcję, gwałty, mafię i plantację marihuany pod gołym niebem. Ogólnie dużo wszystkiego, i to w dziesięciu odcinkach. Ten natłok sprawia, że trudno odnieść się do serialu jednoznacznie. Balansuje on między kryminałem, fantastyką, thrillerem i kinem grozy, a miłosne rozterki głównego bohatera dodają jeszcze nutkę  Disneya dla nastolatków. Za to wspólne śledztwo Normana i jego nowej przyjaciółki Emmy, a także częste wizyty w warsztacie taksydermicznym jej ojca dorzucają szczyptę klimatu Harry’ego Pottera.
Akcja jest wartka, a trup ściele się gęsto. Do tego stopnia, że największą rozrywką jest obstawianie, który bohater odpadnie z gry w najbliższym odcinku.

Co zaskakujące, Norman ma spore powodzenie wśród kobiet...














Ten gatunkowy i stylistyczny miszmasz potęguje sceneria. Spora część akcji rozgrywa się w domu Batesów, urządzonym tak, jak go zastali – ze starymi babcinymi meblami, boazerią, tapetami i posmakiem pleśni. To wszystko kategorycznie mówi, że dom na wzniesieniu nigdy tak naprawdę nie będzie należał do Batesów - na zawsze pozostanie obcym, niegościnnym tworem. Wspomnieniem tragedii, a nie ciepła domowego ogniska. Pokój Normana zaś w niczym nie przypomina sypialni nastolatka. Jest szary i pusty, a gdyby miał białe ściany przywodziłby na myśl zgoła inne pomieszczenie.

...ale i tak najwięcej czasu spędza z mamą...














Wielość i gdzieniegdzie nielogiczność wątków w Bates Motel powodują wrażenie chaosu, który ratuje jedna rzecz: bardzo wyraziste postacie pierwszoplanowe. Vera Farmiga i Freddie Highmore skradają i spajają całe show. Norma Bates to kobieta, która nie lubi nudy. Nieszczęśliwe przypadki nachodzą ją jeden po drugim, ale ona pozostaje niezłomna. Nie ugina się nawet przed najradykalniejszymi krokami, a swoją całą miłość kieruje na młodszego syna, którego obarcza zdecydowanie nie nastoletnimi problemami. Norma pragnie mieć Normana na wyłączność. Jest zazdrosna o jego koleżanki, szkołę i starszego syna (Max Thieriot), który chce uwolnić brata spod matczynych wpływów. Władcza, nieznosząca sprzeciwu i zwyczajnie upierdliwa staje ością w gardle wielu osobom (często również widzowi), ale tylko Normanem może w pełni kierować.
A jak to jest z jej synem? No cóż, wszyscy kochamy swoje mamy, lecz mało kto nieustannie je o tym zapewniał mając 16 lat. A z Normanem jest inaczej, bo to po prostu złoty chłopak. Potrafi docenić wartości rodzinne, lubi zbierać pamiątki, jest schludny i przepada za zwierzętami. Do tego nieźle zwija dywany, a dla dobra swojej mamy rezygnuje z zajęć pozalekcyjnych i przystaje na jej wszystkie szalone pomysły. Doskwiera mu tylko jedna wada – ma kuku na muniu. No ale co począć – nazwisko zobowiązuje.

...bardzo dużo czasu














Kiedyś pewien polski aktor usłyszał o sobie przez drzwi pokoju egzaminów wstępnych do szkoły teatralnej takie oto słowa: „w polskim filmie brakuje charakterystycznych twarzy, brakuje chłopów, weźmy go”. I chyba podobnie jest z Freddiem Highmorem. Brakuje wśród młodego pokolenia aktorów wariatów idealnych. Generacja naszych rodziców miała Jacka Nicholsona. A my? Musimy zadowolić się Highmorem – niefrasobliwym, zagubionym, anachronicznym i przerażającym w swoim dziwactwie. Idealnym w roli Normana Batesa – chłopaka, który kocha swoją matkę aż za bardzo.

Norman i jego wypchany przyjaciel














Bates Motel to nieco przekombinowana, ale wciągająca kryminalna opowiastka, której towarzyszy tajemniczy, mroczny klimat dawnego kina grozy. To interesująca propozycja dla wszystkich tych, którzy nie lubią nudy.