piątek, 1 listopada 2013

Zielony dym, niebieska meta, tablica Mendelejewa – Breaking Bad (2008-2013, cała seria)


Bryan Cranston i Vince Gilligan
















W skrócie:
To jest po prostu dobra rzecz
Ocena: 6/6



Ostatnim razem napisałam o serialu, który dość mocno mnie zawiódł, więc dla równowagi postanowiłam wspomnieć o czymś zupełnie wyjątkowym, mimo że korzystającym ze sprawdzonych serialowych receptur. Ostatni odcinek finałowego sezonu serialu Breaking Bad za nami. Dawkowany oszczędnie i rozsądnie (jeden krótki sezon rocznie) szybko zyskał oddanych fanów, a w Polsce wieść o nowej chemicznej serii przechodziła z ust do ust (i z komputera do komputera), bowiem polska premiera miała aż trzyletni poślizg. Dziecko Gilligana to chyba jedyny serial, który z czystym sumieniem polecam wszystkim. Bo Breaking Bad to porywająca fabuła, pierwszorzędna estetyka i przede wszystkim wyraziste i precyzyjnie skonstruowane postacie.
















A najważniejszą z nich jest Walter White (Bryan Cranston), którego spektakularna, a zarazem jakże przekonująca przemiana, stanowi główną oś opowieści. Wszyscy sobie czasem o tym marzymy – siedząc przy biurku od ósmej do szesnastej, a później biorąc wieczorny prysznic. O czym? O możliwości wykorzystania naszego potencjału, o adrenalinie nowych przeżyć, o spełnieniu. I o władzy. Dlatego tak lubimy filmowe metamorfozy. A ta w wydaniu Waltera jest szczególna. Przypomnijcie sobie swojego ciapowatego nauczyciela z liceum (wiem, że nie macie z tym problemu – dodatkowy punkt, jeśli jest chemikiem), a potem włóżcie mu do ręki broń. Albo jeszcze lepiej: naklejcie na twarz Ala Pacino z plakatu Człowieka z blizną twarz waszego poczciwiny.

Salon Walta














Już? To teraz chodźmy o krok dalej, skoro jesteśmy już przy licealnych wspominkach. Wyłońcie z waszej szkoły najbardziej nieogarniętego chłopaka z najwyższym wskaźnikiem absencji w historii. Gotowe? Pozostaje więc tylko jedno: połączcie tych dwoje nicią najbardziej zażyłej i toksycznej przyjaźni jaką możecie sobie wyobrazić i przypieczętujcie ją wspólnym gotowaniem narkotyków w ilości hurtowej.
Trochę śmieszno, trochę straszno. Ale u Gilligana zadziałało – w westernowej wręcz scenerii Nowego Meksyku i wielokolorowym dymie nielegalnych laboratoriów.

Walt i Jesse - profesjonalizm w każdym calu...


...w każdym.

Serialowym odpowiednikiem opisanego przeze mnie ucznia jest Jesse Pinkman (Aaron Paul), którego ulubionym przerywnikiem jest „yo, bitch”, a ukochanym ciuchem koszulki w dolary. Ale tak poza tym ma gołębie serce i niestabilną psychikę.
Tych dwoje będzie musiało przejść naprawdę wiele, by zbudować mocną pozycję w narkotykowym światku rządzonym przez kartel, a jednocześnie ukrywać to wszystko przed bliskimi i DEA (departament do zwalczania narkotyków). Na szczęście Biały i Różowy znaleźli godnego siebie powiernika – Saula Goodmana (brawurowy Bob Odenkirk), najefektowniejsze połączenie błazna i prawnika jakie widział świat.

Oto biuro Saula

To jego wnętrze
A to Saul. Dzień jak co dzień

Scenarzyści bez przerwy grają kontrastami, a zarazem bardzo trafnie obserwują rzeczywistość. W tym świecie szwagier agenta DEA zostaje producentem metamfetaminy, uprzedzająco miły szef przydrożnych barów jest najniebezpieczniejszą osobą w mieście, pouczająca wszystkich siostra żony głównego bohatera kradnie co popadnie, a najemny zabójca po godzinach bawi z uwielbieniem swoją wnuczkę.
A w tym wszystkim Walt, dla którego podobno jedyną miłością jest jego rodzina – deklaruje to przy każdej możliwej okazji. I to z powodu rodziny wkroczył na ścieżkę przestępstwa – dowiedziawszy się o złośliwym nowotworze za swój życiowy cel postawił sobie zapewnić żonie i dwójce dzieci niezależność finansową. A tę niezależność niestety chorobliwie polubił.

Każdy ma swój sposób na spędzanie słonecznego popołudnia


Świat Breaking Bad jest szalony i wciągający. Dramatyczny, sensacyjny i niewymuszenie zabawny. Przy tym nawet trochę edukacyjny, ponieważ Walter White jest w czterdziestu procentach MacGyverem, w pięćdziesięciu Marią Skłodowską-Curie, w dziewięciu Ebenezerem Scroogem, a w tym pozostałym jednym procenciku każdym z nas.  
Seria Gilligana jest niesamowicie kompletna. Fabuła, montaż, muzyka, scenografia, gra kolorem i świetne ujęcia współtworzą piękną, telewizyjną symfonię.

4 komentarze:

  1. Dobra recenzja bez zbędnych spojlerów. Yo Bitch!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wielkie dzięki. Spojlery tutaj byłyby wyjątkową zbrodnią - przecież Breaking Bad ogląda się z chorobliwej ciekawości co będzie dalej: >
    http://www.youtube.com/watch?v=pQSceJJ1Clc

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej! Wielkie dzięki i czapki z głów za recenzję. Oglądam 12 sty odcinek 6 sezonu, zbliżam się do finału i.... najlepsza chyba recenzją będzie fakt, że przeraża mnie myśl, że zostały już tylko 4 odcinki do finału:(
    Zgadzam się z każdym Twoim słowem, przecinkiem i kropką. Charakterologicznie wszystko hula ( oprócz histerycznej żony Walta, która niemal cały 6 sezon gra " puste spojrzenie w ścianę lub sufit" czym doprowadza mnie do szału bardziej niż nawet w sezonach 1-5). Walter jest bezsprzecznie postacią zagraną nieprzeciętnie. Jessie to wulkan emocji. Z jednej strony świadomy tego, co się dzieje i że nie jest to dobre, z drugiej bez planu na robienie w życiu czegokolwiek innego. Ciekawi mnie jak skończy się historia Jessiego. Jeszcze 4 odcinki!
    Pozdrawiam gorąco! Czekam na twoje kolejne posty. Sam idę poczytać o " poradniku pozytywnego myślenia", który zobaczyłam na bocznym pasku:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo miło czytać takie opinie: ) Zazdroszczę, że zostały Ci jeszcze jakieś odcinki do obejrzenia, bo nieświadomość kolejnych aktów to największa frajda. Chociaż sama obejrzałam już serial dwukrotnie i ten drugi raz wcale nie był mniej ekscytujący. Czasu nie mam wiele i wpisy rzadkie, ale niebawem ukaże się recenzja Bates Motel, więc "stay tuned" : >

      Usuń