piątek, 3 maja 2013

Trafić przypadkiem do krainy wiecznego potępienia - Musimy porozmawiać o Kevinie (reż. Lynne Ramsay, 2011)


Dziś o filmie nieco posuniętym w latach (w czasach, kiedy wychodzą tysiące filmów na rok, 2011 to powrót do epoki kamienia). Niedawno wróciłam do Musimy porozmawiać o Kevinie, bo co prawda, nie jest to film bezbłędny, ale bardzo intrygujący. Polecam.

Lynne Ramsay















W skrócie:
Aktorstwo: wyrazista gra Ezry Millera i doskonała drugoplanowa rola Johna Reilly
Co w filmie smuci: przesada
Co w filmie cieszy: że może być i komercyjnie, i ambitnie zarazem
Czy film jest przyzwoity: tak
Ocena: 5/6


Smutek na czerwono
Gdyby kolor czerwony mógł mówić, wykrzyczałby jak bardzo nie chce być nadużywany w tym filmie (tak samo jak róż na polskim plakacie produkcji). Motyw przewodni może się obronić tylko rozsądnie dawkowany, ale najczęściej eksploatowany ponad miarę staje kością w gardle widza. A czerwień w Musimy porozmawiać o Kevinie (2011) ślizga się pomiędzy kadrami, szuka miejsca w każdej dziurze. Czerwone wino, farba, piłka, miś, światło i pomidory. No i krew. Krwi widocznej gołym okiem jest akurat jak na lekarstwo, ale jej obecność czuć wszędzie. Jest symbolem zbrodni, winy i pokrewieństwa, patetycznie zapowiadającym maraton cierpienia.

Tomatina

 








Najnowszy film pełnometrażowy Lynne Ramsay powstał dziewięć lat po zachwalanym przez krytykę Morvern Callar. Ten czas musiał wiele zmienić, bo reżyserka zaprezentowała rzecz bardzo różną od swoich poprzednich produkcji. Charakterystyczna szkocka surowość ustąpiła miejsca amerykańskiemu rozbuchaniu, gdzie nawet biała ściana jest zabiegiem estetycznym. To jednak ciekawa odmiana, bo  Brytyjka zapewniła swojemu dziełu wszystko co najlepsze: doborową obsadę, wysmakowane zdjęcia, rewelacyjną muzykę i szokującą historię opartą na książce pod tym samym tytułem.

Co za dużo to nie zdrowo
I może tego dobrodziejstwa jest aż za dużo. Reżyserce trudno było wyrzec się wielu pomysłów, co widać już od pierwszych ujęć Musimy porozmawiać o Kevinie. Zasłona poruszana przez wiatr od razu przywodzi na myśl początkową scenę Nazwij to snem (1999), wywołuje niepokój i zwiastuje tragedię. Jednak jeden wstęp nie starczy - po chwili ukazują się sceny z udziału głównej bohaterki w Tomatinie, a potem kolejne i kolejne obrazy, o których już nie wiadomo, czy mają być częścią prologu czy właściwą historią. Dużo w tym filmie zabiegów intrygujących, ale całkowicie bezcelowych, jak na przykład wyobrażenie ojca Kevina jako św. Sebastiana.

Tilda Swinton











W swoich poprzednich filmach reżyserka poruszała się w świecie biedy - intelektualnej bądź materialnej. W jej ostatniej produkcji zakrólowało ubóstwo całkiem innego typu, bardziej charakterystyczne dla współczesnego świata – brak szczerości.

Piękna tragedia
Porozmawiajmy o Kevinie to ironiczna opowieść o rodzinie, w której wszystko potoczyło się dokładnie tak jak nie powinno. Protagonistką tej historii jest Eva (bardzo przekonująca Tilda Swinton), zdolna i ciekawa świata podróżniczka, która trochę wbrew sobie zakłada rodzinę i tym samym rozpoczyna swoje życie w koszmarze urządzonym przez własnego syna (Ezra Miller). Kevin to przebiegła istota, która zdaje się żyć tylko po to, by uprzykrzać życie swojej matce, nie bacząc na konsekwencje. Jak tytułowy Synalek z 1993 roku jest zimny i podstępny w grze, której planszę stanowi rodzinny dom. Matką otwarcie gardzi, a z zakłamanego ojca chcącego żyć amerykańskim snem (John C. Reilly) robi kretyna każdego dnia.
 














Ta skrajna i na pierwszy rzut oka nieprawdopodobna postać brzmi trochę jak spadkobierca Omena (1976). I choć Ezra Miller wykreował demoniczną osobowość, której każde spojrzenie wzbudza dreszcze, to wcale omenowskiego Damiena nie przypomina. Kevin nie sieje horroru, a smutek. Jest architektem elektryzującej, zagadkowej i pełnej nienawiści więzi z matką.

Matka i syn w nowym domu











Początkowa scena unoszenia Evy w czasie hiszpańskiego święta wyraźnie zapowiada bierność głównej bohaterki, która w czasie zabawy daje ponieść się tłumowi, a potem obrzucać pulpą. I później tak przez całe życie. Z pozoru silna, wyzwolona i odnosząca sukcesy kobieta daje kierować swoim życiem innym ludziom. W szczególności mężowi, osobie na wskroś przeciętnej, o której osiągnięciach czy pracy widzowi nie wiadomo nic. Eva daje się obarczyć obowiązkiem urodzenia i wychowania dzieci, ulega decyzji męża o przeprowadzce. Bezrefleksyjnie przyjmuje ohydztwa syna, a potem społeczeństwa. Eva jest biblijnie dobra – nieustannie nadstawia drugi policzek i sama wymierza sobie pokutę. Świadoma wszystkiego, co dzieje się w jej rodzinie, kompletnie nie potrafi się do tego ustosunkować, cały czas wybierając złą drogę - drogę uległości.
 
Tilda Swinton














Lynne Ramsay tworzy czasami wręcz abstrakcyjny świat absurdów, w którym traumie i tragedii towarzyszą cukierkowa piosenka Buddy’ego Holly i skoczne country. W tej rzeczywistości największy antagonista jest twoją wierną kopią, piękne obrazki ukazują niedoskonałe ciała i patologiczne charaktery, a zdezelowane logo i wytarte plakaty biura podróży oferują podróż życia.


Musimy porozmawiać o Kevinie jest na tyle przewrotny, że nikt nigdy nie porozmawia w nim o Kevinie. W nieco pretensjonalnej formie reżyserka zawarła miraż współczesnego społeczeństwa i miejsca, jakie zajmuje w nim matka. Film zadaje wiele pytań pozostawionych bez odpowiedzi i przestrzega jak bardzo należy spodziewać się niespodziewanego. We wszystkich odcieniach czerwieni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz