W skrócie:
Aktorstwo: każdy z aktorów tak
bardzo się starał, a tak bardzo im nie wyszło. Poziom podciągnęła uwodzicielska
Emma Stone
Czego film uczy: pieniądze i plejada
gwiazd szczęścia nie dają, trzeba też mieć talent
Czy film jest przyzwoity: niestety
nie, cienka granica przyzwoitości wobec widza została bezmyślnie przekroczona
Ocena: 2,5/6
Tyle kłopotliwych pytań
W ostatniej recenzji pisałam o dziele wyjątkowo spójnym.
Teraz dla odmiany chcę skomentować bardzo dziwny film, dla którego „spójność”
to termin z odległej galaktyki.
Gangster Squad to,
cóż, jak sama nazwa wskazuje, film gangsterski. Ale w jaki sposób gangsterski?
Może to młodszy brat Chłopców z ferajny (1990), a może dalsze powinowactwo z Człowiekiem z blizną (1983)? Hmm, nie?
To chociaż coś zabawnego. Błyskotliwy humor jak z Wściekłych psów (1992)? Nie jest to żadne arcydzieło? To może
porządny film akcji jak Ostatni
sprawiedliwy (1996)? Można wymieniać w nieskończoność i nie znajdziemy w
tym filmie żadnych związków z dobrym kinem jakiejkolwiek maści. Ktoś powie – to
świetnie, film jest niepowtarzalny, unikatowy. Niestety, w tym przypadku to tak
nie działa. Ostatnie dziecko reżysera Rubena Fleischera nie odznacza się
również oryginalnością. Jak to możliwe? Sama nie wiem.
Ryan Gosling. To nie kadr z Drive (2011), to Gangster Squad |
Nie wiedziałam czego spodziewać się po Gangster Squad. Doborowa obsada, ograny temat i reżyser
specjalizujący się w komediach. To mógł być klucz. Liczyłam, że Fleischer puści
wodze swoim komediowym zapędom i zrobi film świeży, zabawny i łamiący stereotypy
kina gangsterskiego. Że zadrwi z ohydnego i miernego patosu Wrogów publicznych (2009).
Zawiodłam się srogo, gdyż reżyser padł ofiarą własnych
nieumiejętności. W tym filmie daje się poznać brak decyzyjności i ogólny
nieład. Aktorzy nie wiedza jak grać, operatorzy jak prowadzić historię.
Zmarnowany potencjał
Fabułę można streścić w jednym zdaniu: Kryształowy policjant
stwarza grupę specjalną, która walczy z potężnym bossem mafii, która zawładnęła
Los Angeles.
Josh Brolin i Ryan Gosling |
Pierwsza całkowicie niestraszna scena, podczas której
samochody rozrywają przymocowanego do nich biedaka, a jego ciało zjadają potem
głodne kojoty, zapowiada komiksową, absurdalną ucztę. Ale potem brak już
jakiejkolwiek konsekwencji. Proste gagi przeplatają się ze śmiertelną powagą,
strzelaniną, romansem i wzruszającymi scenkami. Jest nienudno, całkiem ładnie i
całkiem miałko. Perfekcyjna scenografia nie przemyca klimatu powojennej Ameryki
ani kina noir. Trudno powiedzieć, czy charakteryzacja
mafijnego bossa (Sean Penn) jest bardziej straszna czy śmieszna. Gosling ze
swoją bardzo współczesną urodą wygląda jak dyskotekowy przystojniak po solarce,
któremu graficy w postprodukcji dokleili kapelusik i marynarkę. Przekonujący
był jedynie Josh Brolin (w grze i wyglądzie), który starał się grać równo i
bezpiecznie. Emma Stone również podciągnęła poziom.
Emma Stone i Ryan Gosling |
Gangster Squad to
zmarnowany potencjał, miks słabego komiksu z natchnioną opowieścią o
amerykańskich bohaterach. Nic nie trzyma się kupy. Nie ma klimatu, nie ma
pastiszu, nie ma Nietykalnych (1987).
Tyle pieniędzy, tyle wysiłku, a wszystko na marne. Do samiutkiego końca aktorzy
nie wiedzieli kogo grają, reżyser cierpiał na cykliczną utratę pamięci, a
charakteryzatorzy nie mogli się zdecydować czy są w obwoźnym cyrku, czy na
planie wysokobudżetówki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz