niedziela, 17 lutego 2013

Poradnik pozytywnego myślenia, czyli sympatyczna rzecz dla znudzonych schematem



















W skrócie:
Najlepszy aktor filmu: John Ortiz
Najgorszy aktor filmu: nie skuszę się na wypełnienie tej luki, bo gra całej obsady jest równa i, co najważniejsze, porządna
Co w filmie smuci: może zbyt mało odwagi, a może brak pomysłu na podciągnięcie tego nieco wyżej
Co w filmie cieszy: próby przełamania typowego schematu komedii romantycznych
Czy film jest przyzwoity: tak
Ocena: 4/6


A strach był wielki
Przez długie miesiące poprzedzające premierę filmu Davida Russella kina raczyły nas nieprzerwanie jego trailerem, który delikatnie mówiąc, jest trailerem złym. Spłyca każdą lepszą scenę i prezentuje o wiele gorsze oblicze filmu. Oblicze typowej komedii romantycznej, która żałośnie sili się na coś niestandardowego.
Chyba najwięcej dobrego można powiedzieć o tym filmie mówiąc, czym nie był. A przede wszystkim nie był odzwierciedleniem swojego trailera. Ostatnimi czasy, w gatunku komedii dzieje się dziwnym trafem tak, że potrzeba cudu by nie czuć się na seansie głęboko zażenowanym. I przed tym filmem miałam wielkie obawy. Odruch Pawłowa niestety. Okazało się, że całkiem niepotrzebnie. Nie dość, że Poradnik nie był ordynarny, nudny ani chamski, to nawet był całkiem zabawny. Nieco niekonwencjonalny (co prawda tylko nieco, ale i tak wypada docenić  przy rzadkości zjawiska) i ciepły film z oczywistym jednak zakończeniem.

D. Russell w trakcie swojego ulubionego ustawiania kadru












No i jeszcze tu, na planie Fightera















Film Russella nie jest komedią wybitną, ale przynajmniej wiele lepszą niż gówno, które akademia zaserwowała w nominacjach zeszłego roku (każdy wie, którą kloaczno-żenująco-nieśmieszną kichę mam na myśli).
Tyle że, powiedzmy sobie szczerze, dorobek zobowiązuje. Jeżeli reżyser jednego z lepszych filmów 2010 roku bierze się za komedię (do tego romantyczną), powinien pokazać coś lepszego niż standardowe pitu pitu. Poradnik to porządnie zrealizowany, lekko refleksyjny komediodramat z niezłą obsadą, dobrą muzyką i dialogami, który ratuje ogólny wizerunek kina romantycznego, tak jak w zeszłym roku zrobił to Kocha, Lubi, Szanuje.

Komedia sytuacyjna
Bardzo dużym plusem filmu jest obsada drugoplanowa, która jest rewelacyjna, podczas gdy pierwszoplanowa tylko niezła. Tło Poradnika buduje cały jego kontekst i dramatyczno-komediową warstwę. Roi się tu od wyrazistych postaci: John Ortiz w roli zrezygnowanego ojca konsumpcyjnej rodziny, Anupam Kher jako zabawny stereotyp psychoterapeuty, czy  Chris Tucker  jako wariat, który za wszelką cenę chce uciec ze szpitala. A wreszcie Robert DeNiro, który w końcu przełamał złą passę wybierania okropnych filmów.


Bradley Cooper, Jacki Weaver, Chris Tucker


  












W Poradniku jest i Hemingway, i Władca Much, i White Stripes, ale jest i straszliwy dom rodziców Pata (Bradley Cooper), ucieleśnienie złego gustu małomiasteczkowej Ameryki. Jest też futbol i przydrożny bar, Halloween, wariatkowo, a nawet nieodzowny konkurs tańca. Za to na szczęście nie ma wesela. A to wszystko razem jakoś niepostrzeżenie cieszy. 

Uroczy dom rodziców Pata














Lekko odstępując od utartych schematów, ukazując historię dwójki wariatów z trudem radzących sobie w zastanym świecie Poradnik pozytywnego myślenia daje malutką nadzieję na lepsze jutro amerykańskiego kina komediowego. Trochę zabawniejszego, bezpretensjonalnego i po prostu mniej durnego.
 


1 komentarz:

  1. Hej. Zgadzam się, że byla to bardzo dobra komedia romantyczna, chyba z ambicją na coś więcej i wyżej, czyli tłuczone przez Pata jak mantra "Excelsior" idealnie wpisywałoby się w ambicję filmu. Często oceniamy czy recenzujemy rzeczy na sucho, oceniamy film i to czym jest czy czym miał być. W przypadku " Poradnika..." nie potrafię podejść do rzeczy tak zupełnie sucho i beznamiętnie, bo.... film ma na mnie bardzo pozytywny wpływ a ładunek energetyczny, który otrzymałam po seansie i realną wiarę w siłę mantry pt" Excelsior" zadziałały bardzo, bardzo motywująco i dopingująco. Pomijając oczywisty rozwój wpadków w filmie, czyli to, że dwójka " popieprzonych" bohaterów w końcu odnajdzie drogę do siebie przez nośny temat tańca, mnie bardzo podobała się relacja ojciec-syn, relacja rodzina vs problem.Słowem, jest w tym filmie coś pokrzepiającego, wzmacniającego, podnoszącego na ducha i realnie dającego nadzieję na siłę wewnętrzną i walkę z problemami, jeśli tylko przyświeca nam jakiś cel. To takie canonowskie " Yes we can", moim zdaniem warte maglowania, powtarzania, propagowania, namaszczania i to jest ten wielki plus i ładunek pozytywnego myślenia, który ja wynoszę z seansu. I mniejsza o dobre czy lepsze role pierwszo lub drugo planowe. Wszystko w tym filmie jakoś naturalnie gra i jest dobre i chce się powtarzać za bohaterem to nieszczęsne " Excelsior" i próbować, jak on, sięgać wyżej, dalej lepiej.
    Taki jest mój emocjonalny odbiór.
    Pozdrówki!

    OdpowiedzUsuń