fot. K PICTURES, źródło: www.facebook.com/ArtStationsFoundation |
Bóle sztuki współczesnej
Stworzona w galerii Art Stations w Starym Browarze ekspozycja
prac „Oskara Dawickiego i przyjaciół” to porządna wystawa bardzo dobrego artysty. Czy raczej wokół
bardzo dobrego artysty. W realizacji wystawy, jej estetyce i organizacji znać
dotyk prywatnej ręki. Nie żeby była to uszczypliwość w stronę publicznych
galerii, ale jakoś tak samo się układa zazwyczaj.
Poster promujący wystawę |
Miałam jednak zaprawdę wielkie szczęście, że opis wystawy
na stronie galerii http://www.artstationsfoundation5050.com
przeczytałam dopiero po wizycie w Art Stations. Opis ten bowiem, a przynajmniej
jego początek, jest pretensjonalny, nieco bełkotliwy, nieprzystępny. I może
jest sporne, czy opis wydarzenia artystycznego koniecznie musi być przystępny,
lecz pozostałych cech z mojej wyliczanki powinien się wystrzegać za wszelką
cenę. Zresztą przeczytajcie sami:
„Oskar Dawicki urodził się w 1971 roku na Kociewiu. Posługuje się
metodami sztuki konceptualnej i performansu, aby reaktywować postromantyczną
figurę twórcy zarażonego egzystencjalnym bólem istnienia. Uprawia ponowoczesne
dzieło totalne, w którym sztuka i życie zlewają się w jedno: ciąg mniej lub
bardziej spektakularnych klęsk i drobnych codziennych porażek prowadzących do
ostatecznej wielkiej przegranej – śmierci.”
O matko z córką. Wszyscy rozumiemy i w sumie nawet
przytakujemy. Tylko why so serious? A
tymczasem artyści i galerzyści narzekają, że człowiek współczesny współczesnej
sztuki nie rozumie i rozumieć nie chce (może dlatego dokoptowali tam tego
nieszczęsnego Malczewskiego, ale o tym później).
I o to chodzi
Jednak sama wystawa jest jak najbardziej przystępna, a
przynajmniej wzbudzająca ciekawość.
Inicjały- trutka na szczury usypana w różnych miejscach w litery OD spaja całą wystawę w sposób oczywisty i
genialny zarazem. Przypomina też, żeby mieć się na baczności, być czujnym wobec
tego, co prezentuje Performer.
fot. Bartek Buśko, źródło: www.dwutygodnik.com |
Wystawa jest niewielka. I bardzo dobrze. Trzy sale, w
których rozgrywa się cała zabawa są oszczędne w formie, lecz w każdej z nich
jest praca, która przyciąga uwagę szczególnie. Pierwszy poziom – Cmentarz artystów to misz masz dygresji
o śmierci, a nawet nie tyle o samej śmierci, co o formach, które jej
towarzyszą. Mamy kupę nagrobków- cynicznie i poważnie na zabój, świetne wideo Płaczki, które nawet najbardziej
świadomego widza wpędza choć na chwilę w zakłopotanie. A nade wszystko krótki,
acz treściwy urywek z filmu Performer,
hipnotyzujący groteskowością z refleksyjnością na przemian.
Drugi poziom – Sztuka
i film, to bardzo umiejętnie rozegrana sala, gdzie w kompletnej ciemności wymowny wideo-tryptyk Dawickiego otaczają
portrety (z kolekcji G. Kulczyk- wiadomo) różnej maści – od Abakanu do
przemijającego Opałki. Jest wzniośle, estetycznie, na poziomie. Tylko
autoportret Malczewskiego wisi jakoś tak od czapy. Mnie trochę dezorientuje,
wygląda jak smaczna przynęta rzucona na pożarcie „krytykom” sztuki bardzo
współczesnej – ku pokrzepieniu polskich serc.
fot. Anna Kamińska, źródło: www.facebook.com/ArtStationsFoundation |
Trzecia sala- Muzeum
Oskara Dawickiego - poświęcona, pozornie tylko, Performerowi, jest pięknym
zwieńczeniem całości. Najbardziej frapująca i atrakcyjna. Bardziej jak plac
zabaw, wciągające widowisko. To znaczy- efekt osiągnięty. Kompozycyjnie i
znaczeniowo. „Aleja gwiazd” w gnoju, znany i lubiany Bałwan cytatów, czy oprawiona w ramki praca magisterska o Dawickim,
a w samym centrum Miejsce w sercu –
góra klatek dla ptaków, mieszczących tylko jednego ptaka, do tego wypchanego.
Ironicznie, a może nawet cynicznie. Kim się bawi Performer – widzem, czy samym
sobą?
fot. Anna Kamińska, źródło: www.facebook.com/ArtStationsFoundation |
Żaden tam romantyk
Od czasu, kiedy obejrzałam wystawę Damiena Hirsta w Tate,
widziałam już tylko nudne wystawy. A może raczej – mało przyciągające. Z Performerem było inaczej. Nie twierdzę bynajmniej,
że Dawicki jest polskim Hirstem. Jednak taka moja refleksja świadczy, że w
pewien sposób polski artysta jest bliski Hirstowi – ma widowiskowe zacięcie.
Dawicki twierdzi uparcie, że jest romantykiem. Nie sądzę.
Dla mnie to jego stwierdzenie ma wymiar sarkastyczny, a poprzez samonarzucające
się porównanie z niedawną wystawą Hirsta, moja opinia przybiera bardziej
namacalnych kształtów. Oskar Dawicki to artysta na światowym poziomie, który
nie tworzy, zdaje się, sztuki dla sztuki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz