poniedziałek, 3 lutego 2014

Kobiety i więzienie - Wentworth i Orange Is the New Black



Jenji Konan, twórczyni Orange Is the New Black















W skrócie: 
Orange Is the New Black
Gatunek: komedia
Produkcja: USA               
Największa zaleta: energiczny rozwój wątków

Ocena: 4,5/6

Wentworth
Gatunek : dramat

Produkcja: Australia                                     
Największa zaleta: umiejętna kompozycja wątków i surowej estetyki
Ocena: 4/6

W tym samym roku na dwóch kontynentach powstały dwa diametralnie różne seriale opierające się na tym samym pomyśle. Oba opowiadają historie kobiet, które właśnie trafiły do więzienia, a poprzetykane są wspomnieniami pozostałych skazanych. Pierwsze sezony tych serii spotkały się z pozytywnym odbiorem, dzięki czemu w 2014 r. będziemy mogli oglądać kolejne sezony. I to by było na tyle jeśli chodzi o podobieństwa. Może jeszcze prócz tego, że i tu i tu to funkcjonariusze są bardziej szurnięci od aresztantek.

Wentworth
Tu wszystko jest błękitne (czytaj zimne i przygnębiające). To serial o patologii i wielu jej odmianach. Bardzo smutny, ciężki, pełen sińców, krwi i zemsty. Większość seriali ogląda się dla przyjemności, ten chyba ogląda się dla pogorszenia samopoczucia. Więc jeżeli jesteście przypadkiem zbyt szczęśliwi, endorfiny buzują w was ponad poziom uszu, stając się niebezpiecznymi dla zdrowia – obejrzyjcie. 

Bea (Danielle Cormack) to niezwykle pechowa kobieta

 












I nie w tym rzecz, że Wentworth jest złe. To porządny serial dramatyczny ze spójną narracją i konsekwentną estetyką. Ale jest ciężko, bo na świat tutaj przedstawiony trudno patrzeć bez dystansu, bez lekkiego uśmiechu niedowierzania. Główna bohaterka, Bea (Danielle Cormack) jest ofiarą przemocy domowej, która usiłuje zamordować swojego męża, by zapewnić sobie i jedynej córce spokojne życie. Nieudana próba o w o c u j e oskarżeniem z urzędu i aresztem. W więzieniu, gdzie kryminalistki są podzielone na dwie grupy – zwolenniczki Franky (Nicole Da Silva), młodej, przebojowej i nieco niezrównoważonej oraz Jacs (Kris McQuade), mściwej pani obsługującej w więzieniu magiel. Bea jest bardzo zagubiona i podporządkowuje się więziennym realiom, jednocześnie obawiając się o córkę, która została sama z nieobliczalnym ojcem. Kobieta przeżywa w więzieniu całą gamę tragicznych doznań. Jak Hiob, ale jeszcze gorzej.

Taka tam więzienna codzienność













Jednak najbardziej charakterystyczne postacie w Wentworth, spiritus movens wszelkich zdarzeń, Franky i Jacs, są niestety skonstruowane bardzo nieprzekonująco. Franky, początkowo despotyczna i niezbyt myśląca okazuje się delikatną osóbką i dobrą koleżanką swoich więziennych „fanek”. Zaś Jacs to postać przerysowana, wręcz komiczna, zwłaszcza w zestawieniu z dramatycznym i bardzo poważnym rysem show. Wzbudza lęk i szacunek i przy każdej czarnej robocie wysługuje się swoją ekipą. Wszyscy drżą, podczas gdy ona wygłasza swoje szekspirowskie monologi i straszliwe groźby. Ma około 60 lat, babciną sylwetkę, jest zwolenniczką tlenionego tapiru oraz niebieskiego cienia do powiek. No cóż, drodzy scenarzyści, widzę wasze zamiary, próbę stworzenia postaci niepozornej, a zarazem demonicznej i władczej niczym Maria Tudor. Nie wyobrażam sobie niestety, by w rzeczywistości taka osoba – fizycznie słaba i źle traktująca nawet najbardziej oddane osoby, mogła stworzyć w więzieniu silny front. Nawet mimo wpływów w świecie za kratkami.

Jacs na maglu

 









  

Gdyby jeszcze tego było mało, wiezieniem kierują, i pracują w nim skrajnie nieodpowiednie osoby, wręcz symbolizujące konkretne typy charakteru. Jest więc populistka, tchórz, ćpun oraz gbur. Wszyscy oni toczą w zakładzie swoje małe gierki, będąc jednocześnie bezsilnymi wobec przemocy panującej wśród więźniarek.
Mimo to Wentworth wciąga, powodując chorą ciekawość tego, co może jeszcze potoczyć się źle.


Orange Is the New Black
W Ameryce jest trochę milej. Wiadomo. Milej i pomarańczowo. Nie ma błękitnych filtrów, można sobie nawet zrobić świąteczne dekoracje. Nieraz zdarzy się impreza okolicznościowa. Jest napastowanie, ale tylko trochę. Są mściwe kobiety, ale nie aż tak bardzo. Są naprawdę źli funkcjonariusze, ale przynajmniej z wąsami i bardzo niewyjściowymi fryzurami. A przede wszystkim są bardzo wciągające historie kilkunastu kobiet.

Tutaj każdy ma swoje rozrywki















Orange Is the New Black to serial  Jenji Konan, twórczyni często-gęsto żenującej Trawki, do której zniechęciłam się w trakcie pierwszego sezonu. Z Orange… było całkiem inaczej, bo zaczarował mnie już od pierwszych minut. Zabawny i dynamiczny, bazuje na książce Piper Kerman, która opisała swoje doświadczenia z rocznego pobytu w więzieniu dla kobiet. Główna bohaterka (Taylor Schylling) trafia do mało przytulnego przybytku za występek sprzed dekady. W tym czasie zdążyła ułożyć sobie życie na nowo, ale nie do końca stabilnie. Rozłąka z beztroską wolnością niesie ze sobą wiele konsekwencji, a Piper coraz poważniej traktuje szalone więzienne realia zupełnie nie licujące z rzeczywistością zza krat. W tym świecie nikt nie opowiada sobie mitów o Herkulesie, a o kurze biegającej na spacerniaku. Tutaj tańce to lesbijskie wykroczenie. Największy luksus zaś to nie dom z basenem, tylko wychodek z drzwiami. A śrubokręt… no cóż, śrubokręt znajduje naprawdę wiele zastosowań, z wyjątkiem tych budowlanych.

Piper (Taylor Schylling)












Bardzo łatwo identyfikować się z główną bohaterką. Jest zagubiona, nieco zmienna i całkiem inteligentna. A za takich uważamy się wszyscy. Piper od razu wzbudza zaufanie widza, a z czasem również współwięźniarek. Z czasem. I nie wszystkich oczywiście. 

Więzienie, czy dom wariatów?














Oprócz historii Kerman poznajemy przedwięzienne perypetie jej towarzyszek niedoli, które znacznie ubarwiają serial. I choć zabawne i przerysowane, wydają się bliższe życiu niż przejścia kobiet z Wentworth. Mamy więc rosyjską kucharkę, która pozbawiła kogoś silikonowego cycka, narkomankę winną morderstwa w klinice aborcyjnej,  transwestytę płacącego srogą cenę za zmianę płci i dziewczynę, która koniecznie chciała pospłacać wszystkie swoje długi.


 George "Pornstache" Mendez (Pablo Schreiber)













Nie można też zapomnieć o pracownikach więzienia, wśród których znajdziemy bynajmniej nie kryształowe charaktery. Szczególną uwagę zwraca Pablo Schreiber w roli  George’a "Pornstache" Mendeza. Gdybyśmy w prawdziwym życiu byli skazani na łaskę tej szowinistycznej świni, nie byłoby nam wesoło. Na szczęście na ekranie bez końca możemy się delektować jego skrajnym kretynizmem, bezinteresownym chamstwem oraz sumiastym wąsem.
Orange... to serial równy, konsekwentny i bardzo rozrywkowy.Co prawda z przydługim tytułem, ale nic nie szkodzi.

1 komentarz:

  1. Wentworth bije na głowę Orange. Tamten jest tylko dobrze reklamowany. Wentworth to bardzo realistyczny serial. Wentworth jest wzorowany na Cell Block H i kiedyś tamten stary pierwowzór był emitowany na Polsacie. Większość bohaterek serialu nadal nazywa się tak samo.

    OdpowiedzUsuń