samotny Colin Farrell |
Ocena: 5/6
Najnowszy film Yorgosa Lanthimosa, twórcy kultowego Kła (2009) został niezbyt
entuzjastycznie przyjęty przez wielu krytyków. Całkiem niezasłużenie. Dawno nie
widziałam kina tak zabawnego, tak absurdalnego i bezpretensjonalnego zarazem.
Może niektórzy recenzenci po prostu potykali się o każdą klatkę seansu,
poszukując nieskończonych symboli i ich interpretacji. A trzeba było tak
zwyczajnie, po ludzku, usiąść wygodnie i dać się rozbawić.
Anglojęzyczny debiut greckiego reżysera opowiada o świecie,
gdzie każdy ma obowiązek żyć w związku. Ludzie dobierają się według klucza, w
który wszyscy święcie wierzą – musi ich łączyć jakakolwiek cecha wspólna. Słaby
wzrok, częste krwawienia z nosa, a może nieczułość. W tej rzeczywistości mit o
odnajdywaniu drugiej połówki jabłka przeżywamy ekspresowo, no i niezbyt
romantycznie.
Do przodu, do
przodu, nakładamy mundury!
Główny bohater, David (świetny Colin Farrell, który
specjalnie dla tej roli przyprawił sobie tatusiowaty brzuszek i wiecznie
niezręczną minę) znajduje się w patowej sytuacji – jego żona rzuca go, by
związać się z innym krótkowzrocznym mężczyzną. W tej sytuacji David zostaje wysłany
do ośrodka, gdzie każdy ma czterdzieści pięć dni na znalezienie odpowiedniej
towarzyszki lub towarzysza. To całkiem trudna sprawa, bo z pewnych źródeł wiem,
że niektórym nie starcza czterdziestu pięciu, ale lat. Konsekwencje
niewypełnienia zadania są poważne i nieodwołalne. Każdy nieudacznik zostanie
zamieniony w zwierzę gatunku, który uprzednio sam wybrał. W dawidowej
krainie są też rebelianci – single żyjący w lesie. Kierują się jednak nie mniej
rygorystycznymi zasadami niż pary.
Związanie się z kimś grozi publicznym okaleczeniem. Jednak, jak na
ironię, protagonista właśnie wśród nich
odnajduje nową miłość (Rachel Weisz).
czasem trzeba poćwiczyć strzelanie... |
Oba światy, w których dane jest funkcjonować Davidowi pełne
są kontrastów. I mimo, że pozornie całkiem różne, sterowane są w tożsamy
sposób. W hotelu wszystko ma sprzyjać poznaniu nowego partnera. Wspólne
posiłki, SPA, bliskość plaży, przyspieszone wieczorki zapoznawcze urządzane z
zasuniętymi kotarami w środku dnia, podwójne łóżka w pokojach. Coś tu jednak
jest nie tak. Wszyscy „pensjonariusze” muszą nosić obowiązkowy uniform.
Poruszają się po korytarzach jak roboty, a swoje charakterystyczne cechy,
dzięki którym mogą się związać, ujawniają dopiero w obligatoryjnych
wypowiedziach na forum. Zdesperowani i jednocześnie sparaliżowani strachem
przed upływającym terminem, nie mogą wydusić z siebie choć jednego
błyskotliwego zdania. Nie starają się nikogo zauroczyć, zrozpaczeni chcą
oszukać przeznaczenie- udają, że dzielą z upatrzoną osobą taki sam wyróżnik.
Jedni dają się oszukać, drudzy zrobią wszystko by wytropić kłamstwo. W lesie
zaś, do którego David ucieka w poczuciu beznadziei, nie jest wcale inaczej.
Każdy singiel wdziewa taki sam płaszcz przeciwdeszczowy i całymi dniami szkoli
się z innymi jak uciekać przed myśliwymi. Staje się częścią stada, w którym
każdy musi jednocześnie pozostać samotnikiem. W każdej sytuacji. Jak ogłosiła
Samotna liderka (Léa Seydoux): Tańczymy
sami. Dlatego gramy tylko muzykę elektroniczną.
Wymyślmy własną grę
Charakter obu tych miejsc doprowadza do rezultatów zupełnie
odwrotnych niż zamierzone. David nie potrafi znaleźć towarzyszki w hotelu,
jednak błyskawicznie odnajduje ją w lesie. Lecz ich miłość jest całkowicie
nietypowa. Łączy ich krótkowzroczność, a jak okazuje się później – dzieli
wszystko inne. By tajnie się ze sobą komunikować wymyślają kuriozalny system
znaków. Paradoksalnie, mogą się cieszyć sobą tylko wtedy, kiedy przyjmują
obowiązek udawania pary.
Lanthimos konstruuje w
Lobsterze rzeczywistość z jednej strony absurdalną, z drugiej zaś bardzo
przejrzystą. Długa lista nakazów,
zakazów i kar przedstawionego świata składa się w spójną grę, pozwala
wręcz stworzyć drzewo decyzyjne dające jasną odpowiedź na każde nurtujące
pytanie. Tym drzewem podąża David aż do końca filmu. Czy nie takiego świata
byśmy chcieli? A może taki już sobie fundujemy, wypełniając psychotesty w
tygodnikach i czytając rubrykę „sprawy sercowe” w horoskopie.
a po wszystkim można samemu stać się zwierzyną |
Podano do stołu
Reżyser już w Kle
dał się poznać jako kowal dziwaczności. Tajemniczej, wciągającej i odpychającej
zarazem. Jednak w Lobsterze poszedł o krok dalej. Podczas gdy wcześniej przedstawiał
absurdalność w postępowaniu jednostek, teraz przeniósł ją na całe
społeczeństwo. Ludzie w filmie Lanthimosa bezkrytycznie przyjmują narzucone im
kryteria. Nie buntują się nawet kiedy nie są w stanie ich spełnić, wtedy po
prostu uciekają i poddają się nowym. Apatyczni snują się, czy to po hotelu, czy
po lesie, prowadząc zdawkowe, mechaniczne rozmowy. Postacie są jednak utkane
tak, że w swojej pozornej bezbarwności przyciągają i bawią, każda w inny
sposób. Główny bohater zaś jest w tej opowieści typowym everymanem – służy
temu, abyśmy razem z nim mogli poznać ten niedorzeczny świat.
Czy byliście kiedyś w takim momencie swojego życia, w którym
nie marzyliście o niczym innym, jak stać się, dajmy na to, homarem? Ja nie. Ale
za to miałam taki moment, w którym nie marzyłam o niczym więcej, jak o
zjedzeniu homara, bo oglądanie to za mało. Tak zabawnego, błyskotliwego i
ironicznego filmu nie widuje się często. W
Lobsterze chce się chłonąć każdą minutę seansu. Przy takich dziełach powinno się stawiać międzynarodowy znak
jakości, jak gwiazdki Michelin na przykład. Bo to naprawdę było pycha.